Kim NIE jest lekarz weterynarii?
Kiedy zaczynałam pracę nad blogiem obiecałam sobie, że będę publikować regularnie na nim teksty. Nie ukrywam że jest to dla mnie dość duże wyzwanie bo doba mi się kurczy powoli. Ale postanowienie noworoczne jest, głupio dać ciała na samym początku 😉 Na pomysł dzisiejszego tekstu wpadłam ostatnio przy stole wigilijnym i myślę że będzie on bardzo ważny dla niektórych z was mimo iż tradycyjnie utrzymany będzie w dość żartobliwym tonie.
Dziś moi drodzy słów kilka o tym kim NIE jest lekarz weterynarii i dlaczego nie warto przeceniać swojego.
No to jedziemy …
- Dietetykiem – serio kiedy wracam teraz do wspomnień z lat studenckich to nie pamiętam ani jednej godziny zajęć z dietetyki mimo że przedmiot taki (chyba) mieliśmy. Prawda jest niestety taka że o żywieniu zwierząt nas lekarzy weterynarii się nie uczy także dietetycy z nas raczej kiepscy. U nas w domu na przykład żywieniem zwierząt zajmuje się wyłącznie mój mąż, który siedzi na forach czyta, rozkminia i wdraża w życie. Także jeżeli idziecie po poradę dietetyczną do lekarza to nie dziwcie się jeżeli będzie ona zupełnie średniej jakości. Odstępstwem od tej reguły są oczywiście lekarze, którzy doszkalają się w dziedzinie żywienia zwierząt natomiast tych jest raczej mniej niż więcej. Dodatkowym smaczkiem jest to, że lekarze którzy są posądzeni o zaprzedanie duszy big farmie karmowej zalecają tą a nie inną karmę nie ze złej woli ale z faktu że w kwestii dietetyki mówi się na studiach wyłącznie o nich
- Behawiorystą – nie ma się co dziwić że powstało zupełnie odrębne studia z zakresu behawiorystyki gdyż dziedzina ta rozwija się bardzo prężnie w weterynaryjnym świecie. Niemniej znów wrócę do lat studenckich kiedy to jedynymi zajęciami z behawiorystyki był fakultet czyli taki przedmiot który można było sobie wybrać spośród wielu innych i nie był on wcale obowiązkowy. U nas dodatkowo prowadzony był przez osobę z katedry biochemii. Dla niewtajemniczonych behawiorysta to osoba, która zajmuje się zaburzeniami zachowania zwierząt. I oczywiście lekarz weterynarii i behawiorysta muszą ściśle współpracować natomiast jest absolutnie niewskazane aby jeden drugiemu wchodził w kompetencje. Problemy ciała do lekarza, problemy duszy do behawiorysty. Inaczej nie da rady. Znowu do wyjątków należy zaliczyć lekarzy szkolących się dodatkowo z behawiorystyki natomiast wśród moich znajomych mam tylko jedną lekarkę która jest równocześnie behawiorystą COAPE.
- Zoofizjoterapeutą – moja wiedza na temat tej dziedziny kończy się w momencie, gdy mówię klientom o potrzebie zastosowania zabiegów rehabilitacyjnych gdyż zwierzę jest na przykład po zabiegu ortopedycznym. Także jeżeli jestem w stanie swoją wiedzę zmieścić w tych czterech linijkach – uwierzcie mi nie chcecie abym wam doradzała w tej kwestii.
- Alfą i omegą – czytałam gdzieś w jakimś artykule popularnonaukowym że w obecnych czasach stan wiedzy ilościowo podwaja się w ciągu 5 lat. To znaczy że w ciągu najbliższych 5 lat odkrytych zostanie tyle samo rzeczy, zjawisk, i korelacji naukowych co od samego początku początków aż do dzisiaj …. (Wiem, też nie mogłam uwierzyć). Również w weterynarii widać, że coraz wyraźniej zaczynają się wśród lekarzy zaznaczać specjalizacje w coraz to węższych dziedzinach. Ja na przykład w ogóle nie zajmuje się ortopedią bo do tego to trzeba być magikiem tak samo jak do bycia okulistą czy hematologiem. Także jeżeli ktoś wam poleca lekarza, który jest dobry ze wszystkiego to z dużą dozą pewności mogę powiedzieć że nie jest on raczej specjalistą w żadnej z tych dziedzin. Po prostu się tak nie da. Choćbyśmy nie spali, tylko pracowali (choć niekoniecznie) i czytali mądre książki to wciąż nie starczyłoby czasu aby zdobyć całą aktualną wiedzę weterynaryjną. Dlatego pies i kot w 2020 roku w przeciwieństwie do Reksia z lat 80-tych ubiegłego wieku ma mądrego lekarza prowadzącego (taki odpowiednik ludzkiego lekarza pierwszego kontaktu) który w razie potrzeby jest w stanie skierować swojego pacjenta na konsultację specjalistyczną.
- bogiem – i mówię tu o bogu w jakimkolwiek wydaniu czy w jakiejkolwiek religii. Sens moich słów jest taki, że w pewnym momencie medycyna się kończy i nie jest tak że im bardziej będziemy chcieli tym bardziej będzie ta medycyna elastyczna. Uwierzcie mi, że chciałabym mieć siłę wskrzeszania zmarłych, usuwania nowotworów, odradzania narządów. Chciałabym mieć magiczny lek którym wyleczę wszystkich ze wszystkiego. I sami już czytając te słowa wiecie do czego zmierzam … czasami mimo tego że my dajemy z siebie wszystko jako lekarze i wy dajecie z siebie wszystko jako opiekunowie to w ramach tego najlepszego dreamteamu nie jesteśmy w stanie wyrwać zwierzaka że szponów Śmierci. I są łzy, I cała gama różnych emocji. Ale uwierzcie mi nie ma nic gorszego niż słuchanie zarzutów o błąd w sztuce lub niedopilnowania procedur zaraz po tym gdy pół nocy analizowałam ostatnie kilka miesięcy leczenia waszego zwierzaka nad butelką wina zmieszanego z przygnębieniem. I tylko dlatego że w ten sposób szukacie* pocieszenia, winnego, wytłumaczenia i ulgi.
* chociaż wiem, że pewnie Ci, którzy będą ten tekst czytać są bardziej świadomymi opiekunami i akurat ich ostatni akapit nie dotyczy
Hej! Ostatnio zaczęlam obserwować kilka weterynaryjnych kont na insta i muszę przyznać, że podziwiam Was bardzo. Lekarzy weterynarii. Nie dość, że musicie ogarnąć wszystko, od pazura, złamania, zatrucia, urazów neurologicznych, to jeszcze pacjent moze ugryźć, a własciciel opieprzyć.
Ale myślę, ze Instagram, mimo calego innego shitu, robi dobrą robotę, coraz wiecej ludzi widzi tę drugą stronę.
Ja mialam szczęscie razem z moimi zwierzakami do prawdziwych Weterynarzy. Pozdrawiam
6. Pediatrą
7. Psychologiem
8. Instytucją charytatywną
9. Psychiatrą.
Dobry artykuł.
Warto też dodać, że nie jest groomerem 😀 Niestety często ludzie pytają weterynarzy i dostają bardzo złe porady…
Trzy słowa: dziękuję że jesteś. Człowiekiem, lekarzem, wielbicielem zwierząt, chcącym się uczyć i rozwijać fachowcem. Wszystkiego dobrego 🙂😚
Cieszy mnie to co czytam. Mało jest osób które powiedzą w prost że nie znają się na zoofizjoterapii czy dietetycy. Najgorsze dla mnie z punktu widzenia przyszłego zoofizjiterapełty który za raz się broni jest wiara w 100% w lekarza który bardzo rzadko ma o tym pojęcie i często pacjent trafia do naszego gabinetu za późno ograniczając nasze możliwości.
No i kocham Panią za ten blog. Weterynarz to też człowiek i może nauczyć się od właściciela zwierzaka. Miałam taki przypadek z moją kotka kiedy to ja odpowiedziałam co jej może być.
I wszystko się zgadza. Dodam tylko, że kocham moją panią weterynarz gdy mówi : ,, Mogę się mylić, ale…” Po tych słowach wiem, że to najlepszy lekarz dla mojego psiaka.
Świetny artykuł! Jako opiekun życzyłabym sobie, żeby więcej lekarzy wet. prezentowało takie podejście. Niestety najczęściej spotykam się z postawą “jestem lekarzem i wiem wszystko, a jak nie to patrz punkt 1” i fochem, gdy opiekun chce zasięgnąć porady innego lekarza lub specjalisty
Wspaniały blog, wspaniałe wpisy. Dziękuję.
Lekarzom moich zwierzaków zdarza się mówić: “nie wiem, daj mi dwa dni, doczytam, pomyślimy, co zrobić”.
I za to (też) ich kocham.
Uważam, że to tylko i wyłącznie od samego lekarza zależy czy będzie się znał na żywieniu czy nie. Nie wyobrażam sobie, żeby lekarz internista nie wiedział, że kot tzw “nerkowiec” czyli z uszkodzonymi nerkami potrzebuje diety ubogiej w białko albo alergik diety monobiałkowej. To że na studiach nas o tym nie uczą nie zwalnia nas z pogłębiania wiedzy w tym temacie. Zajęć o zwierzętach egzotycznych jest w trakcie studiów także mało, głównie fakultatywne a jednak są lekarze którzy zajmują się tylko takimi gatunkami. A mogliby pisać po internetach, że nie umieją bo na studiach nie było 🤷♀️
Dzięki temu postowi teraz każdy Janusz będzie w internetach negował zalecone diety weterynaryjne, bo przecież weteryniorz się na tym nie zna, tak pisała ta weteryniorka w internecie!
Polecam na przyszłość lepiej przemyśleć temat swoich wpisów na blogu.
Kot nerkowiec potrzebuje diety ubogiej w fosfor. I z odpowiednim poziomem białka a nie z niskim poziomem białka. Tak to z ta wiedza jest właśnie. Polecam się doedukowac a nie pisać w internecie jak to lekarz ma się znać na diecie, bo jak widać to takie proste nie jest i można sobie strzelić w kolano takim komentarzem obnażającym braki.
Mi osobiście wydaje się, ze niektórym weterynarzom brakuje pokory i samokrytycyzmu. Uważają się za alfę i omegę, nie potrafią przyznać się do tego, ze czegoś mogą nie wiedzieć. Człowiek uczy się całe życie, a osoba świeżo po studiach ma jeszcze przed sobą dużo pracy i wiedzy do zdobycia. Niejednokrotnie już zaobserwowałam, ze Ci zaraz po skończeniu szkoły i w czasie jej trwania myślą, ze pozjadali wszystkie rozumy i są nieomylni. Wola klepać jęzorem i gadać bzdury zamiast przyznać się, ze nie wiedza co zrobić/powiedzieć i odesłać do kogoś z większa wiedza dla dobra zwierzaka. Ponad to już po tym komentarzu widać wywyższanie się i pogardę dla innego weterynarza, który miał odwagę (jak widać większa wiedzę tez) napisać szczerze kim jest weterynarz. Brawo!
Nie wiem paniusiu kim jestes z zawodu ale jakos twoj wywod nie trafia mi do przekonania. Najlepiej krytykowac Innych, wiec moze napisz sama ciekawy artykol o tych dietach o ktorych wspominasz. Chetnie poczytam.
Artykuł
Ja nie jestem psiokocim internistą, zajmuje się leczeniem innych zwierząt, stąd może nieodpowiednie przykłady. Niemniej jeśli ktoś zajmuje się weterynaria kilka lat to jest to odpowiedni czas żeby braki w wiedzy uzupełnić. Chodzi mi tylko i wyłącznie o jojczenie w internetach, że nas na studiach nic nie nauczyli. Serio wykonujesz zawód tylko z wiedza, która zdobyłas na studiach? A jak klient pyta o to czego nie wiesz to odpowiadasz, że tego nie było na studiach? Nie wiem czy widziałaś co się dzieje teraz na wielu grupach na fb: ludzie mają niepodważalny argument by kwestionować wszystko co lekarz powiedział na temat diety. I nieważne czy ten akurat się zna na żywieniu czy nie, bo wierzę w to że są weterynarze którzy odrobili pracę domową i skoro pracują ileś lat w zawodzie i to ogarniaja. Tak jak wspomniałam, leczenie psów i kotów było dla mnie zawsze czymś na dalszym planie, a i staż pracy mam krótki, ale w dziedzinie która wybrałam stale poglebiam swoją wiedzę i jak czegoś nie wiem to się dowiaduję, a nie piszę po internetach że nikt się nie zna na leczeniu królików bo nie było tego na studiach.
Po pierwsze to nie jojcze tylko uświadamiam. po drugie z tego co wiem ty jesteś oprócz tego że lekarzem weterynarii także hodowcą szynszyli oraz karmy dla gryzoni także twoja wiedza wykracza znacznie ponad wiedzę standardowego lekarza weterynarii. i widziałam co się działo na grupach przed moim wpisem i po moim wpisie i nie uważam żeby się to jakoś znacznie zmieniło. Cały czas czytam że lekarze nic nie umieją i że tylko są pazerni na kasę. I oczywiście że nie korzystam z wiedzy tylko zdobytej na studiach natomiast śmiem twierdzić że specjalistów w różnych dziedzinach mamy wielu ale dietetyków akurat prawie w ogóle. I gryzoniowo królicza działka to zupełnie inna bajka.
Myślę, że tą dyskusję podsumowuje to zjawisko: https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Efekt_Dunninga-Krugera
zgadzam się w 100% z tym, o czym napisałaś, niestety często właściciele wymagają od nas wiedzy nt. rzeczy, których się nie zajmujemy, choćby niewinne pytanko: a ile on powinien dziennie zjadać? I to się przeradza w 10 min rozmowy o zaleceniach dietetycznych, z informacją, że na każdej karmie jest zalecone dawkowanie itd, a na koniec własciciel i tak nie jest zadowolony, bo oczekiwał odpowiedzi w stylu- 125 g puszki i pół szklanki chrupek. Dodałabym jeszcze jedno- weterynarz nie jest… drugim weterynarzem. Ile razy przychodzi klient i mówi- Puszkowi dolegało to i to, inny lekarz dał mu COŚ , pomogło i poproszę to samo. I oczywiście każdy lekarz powinien wiedzieć, o jaki lek chodzi 😉
Czytam ten artykuł i dochodze do wniosku, ze bardzo slaby z Ciebie weterynarz, tak nie jest alfa i omega, ale dietetyka, behawiorystyka, no cóz, rzeczywiscie ktos odwazny dal Ci dyplom. Toż to cud ze przeżyłaś w gabinecie, a co do dietetyki, to jakim cudem sprzedajesz karmy weterynaryjne?
Aha … 😂😂😂
Jeżeli masz ochotę ze mną podyskutować to miej chociaż odwagę się podpisać pod swoją wypowiedzią 😂 fakt w gabinecie czasem ciężko przeżyć ale na szczęście jest jeszcze poczekalnia, sala chirurgiczna i parę innych bezpieczniejszych pomieszczeń 😂
Ludziom sie wydaje, że ‘dietetyka’ to umiejętność dobrania karmy weterynaryjnej lub ogólnych zasad, tak jak ktoś wyżej wspomniał o dietach monobiałkowych, blablabla, posiadając taką wiedzę, owszem, można dobrze spełniać się jako lekarz weterynarii, ale ciężko mówić, że ‘jestem dietetykiem’ – dietetyk to osoba która choćby, potrafi wyliczyć zapotrzebowanie energetyczne w zależności od stanu fizjologicznego zwierzęcia, ułożyć dietę OD ZERA, ogarnia energię metaboliczną, profile aminokwasowe, zależności między jednym a 2 składnikiem pokarmowym czy choćby dodatki technologiczne – i nie, lekarz weterynarii nie jest dietetykiem i brawo za pokorę – bo to ona pozwala na rozwój 😉 ludzie którym wydaje się, że zjedli wszystkie rozumy w danej dziedzinie niestety zawsze będą stać w miejscu – bo przecież już wszystko wiedzą. I to właśnie jest miarą dobrego lekarza weterynarii (czy ogólnie specjalisty w danej dziedzinie) brawo.
Hej :). Ten wpis jest super i każdy właścicel zwierzęcia powinien go przeczytać! Zgadzam się z tym, że lekarz weterynarii nie jest dietetykiem. Ja jestem dietetykiem i żywieniowcem (bardziej to drugie) nie będąc wterynarzem, a skończyłam zootechnikie (w Krakowie 🥰) specjalność- żywienie i dietetyka. Rzeczywiście cały materiał był skoncentrowany tylko na żywieniu i dietetyce.
Tak samo jak lekarz pediatra nie jest dietetykiem czy psychologiem…. dlatego nie rozumiem ludzi, którzy sieją hejty. Taki hejt jest tylko po to żeby napisać coś negatywnie o drugim człowieku. A Ty robisz super robotę! Tak trzymaj! Pozdrawiam!
Bywa, że nie jest też osobą znającą zasady języka polskiego;)